Trzy wydarzenia skłoniły mnie do napisania tego tekstu:

1.   Włodek Markowicz na swoim oficjalnym profilu FB poruszył temat prezentowania w telewizji filmów z Internetu z opisem „źródło Youtube”.  Zobacz post TU

 

2.     Podczas tegorocznego Blog Forum Gdańsk doszło do bardzo ciekawej konfrontacji przedstawicieli mediów tradycyjnych z blogerami. Sytuacja ta wyraźnie pokazała rozdźwięk między podejściem dziennikarzy do twórców internetowych, a tym co oni sami myślą o sobie. Odniosłam wrażenie, że dziennikarze nie do końca poważnie traktują przedstawicieli Internetu. Ci z kolei mają się za ich równorzędnych partnerów i tak chcieliby być traktowani. Możesz obejrzeć cały panel na kanale Youtube BFG.

3.  Zdjęcie Córeczki z posta „O patriotyzmie”  obiegło Internet. Podobno było na wielu portalach patriotycznych, Twitterze i Facebooku. Nie miałam o tym pojęcia. Dowiedziałam się po czasie od Pani z przedszkola, kolegi, czytelniczki bloga.

 

 

Nie jestem naiwna. Zdaję sobie sprawę z tego, że publikując zdjęcie dziecka może je zobaczyć wiele osób. Po to zresztą je zrobiłam. Chciałam coś przekazać, może kogoś poruszyć. Ale ktoś podał je dalej, nie dodając, że zdjęcie ma autora, że do zdjęcia jest wpis, ba cały blog. (Zdjęcie nie miało znaku wodnego, ani podpisu.)

 

Te trzy sytuacje sprawiły,  że zaczęłam baczniej przyglądać się temu, co się dzieje na blogach i ogólnie w Internecie.  Zaczęłam zastanawiać się, czy zawsze zachowujemy się tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani.
Żądamy  by respektowano  nasze prawa autorskie.  Tylko czy sami ich przestrzegamy?
Czasem aż trudno uwierzyć jak jednostronni jesteśmy.

 

Przyjrzyjmy się na przykład tak popularnym wpisom typu INSPIRACJE.
Jak urządzić pokój dla dziewczynki,  jak przybrać stół na święta, jak się ubrać na imieniny cioci…
Co znajdziemy w tych postach?
Wysyp zdjęć z z Pinterest, Google i innych ogólnodostępnych źródeł. Bez podania autora, bez żadnego linku. Co najwyżej podpisane „źródło: internet”.

Najbardziej rażące jest, jeśli te inspiracje znajduję na blogu, na którym jednocześnie zamieszczono notkę w stylu:
„Jestem autorem wszystkiego co tu się znajduje. Wszelkie kopiowanie bez pozwolenia zabronione”.

Bo jak coś jest w internecie, to jest za darmo.

Przecież wiemy, że tak nie jest.  Nawet jeśli nie chodzi o pieniądze, to co jest naszą walutą? Co jest dla nas, blogerów najważniejsze? Po co to robimy?
Jeśli nie dla pieniędzy, to dla sławy oczywiście 😉
Liczy się odbiór, czytelnicy i obserwatorzy. Komentarze i udostępnienia. Od tego się zaczyna i na tym się kończy. Dla wielu, przez długi czas ta satysfakcja jest jedyną, a jednocześnie największą nagrodą. Zrozumie to tylko ktoś, kto tego doświadczył, prawda? Tym bardziej smutne jest, że wzajemnie sobie tę nagrodę odbieramy.

A można inaczej, uczciwie i bez kompleksów.  Na przykład tak jak zrobił  Blog Ojciec, czyli Kamil we wpisie o nietypowych zastosowaniach klocków.
Bardzo mi się to rozwiązanie spodobało, więc zapytałam jak to się robi. Okazuje się, że to narzędzie do embedowania pinów.
Dla kogo za trudne, może  po prostu podlinkować autora wykorzystanego zdjęcia.
Jest jeszcze jeden powód by być uczciwym. Więzienie Pinterest, o którym przeczytacie u Moniki Czaplickiej. Polecam cały blog, bo to kopalnia merytorycznej wiedzy nie tylko o social mediach.

 Ok, powiedzmy że ktoś nie patrzył na sytuację w ten sposób.

Ktoś nam coś przesłał, nie chce nam się szukać po obrazach w Google autora. Coś innego mamy zapisane jeszcze na dyskietkach, nie ma opcji by dotrzeć do źródła. Trudno, zmieniajmy się powoli, ale róbmy to.

 

Po siódme nie kradnij

Jest coś gorszego niż nieświadomość i lenistwo. Krew mnie zalewa i płonę ze wstydu od samego patrzenia.
Wykorzystanie komercyjnych zdjęć z płatnych źródeł, jak np.: stocki, czy onlinowe programy graficzne, bez uiszczenia opłaty.
Weźmiesz sobie zdjęcie z Canvy , znak wodny zakryjesz aplikacją albo ramką z tekstem, ale charakterystyczna kratka zostanie. Co z tego?  Nawet ładnie wygląda i nikomu nie przeszkadza. Duża grupa czytelników nie zorientuje się o co chodzi.
Ale my wiemy.
To już nie jest błąd wynikający z niewiedzy czy przeoczenia. To świadoma kradzież. Wstyd, szczyt i obciach.

#NajgorszySortBlogerów

Niestety, to rzutuje na całe środowisko. Poważni ludzie robiący kampanie za duże budżety, chcą pracować z odpowiedzialnymi partnerami. Jak można poważnie traktować osobę, która kradnie z sieci? Jest albo nieuczciwa bo się nie wstydzi, albo naiwna bo sądzi, że nikt się nie zorientuje.

Poniżej zamieszczam przykład. Być może zaplątała się tu jakaś nieblogująca dusza – wszyscy pozostali muszą wiedzieć o czym mówię. Duszo droga – patrz i wiedz na przyszłość, że to jest kradzież. Na dodatek kradzież w biały dzień.

 

Computer keyboard and coffee cup on the wooden desk

Jak kraść zsieci

 

(Jeśli to u Ciebie trafiłam na takie „kwiatki” – dziękuję za ostateczną motywację do napisania tego posta. A teraz leć na swój blog i zmień tą grafikę zanim ktokolwiek zobaczy.)

 

Plagiat, a może nie?

Kiedy ktoś napisze dobry tekst, mogą zadziać się dwie rzeczy.

Opcja pierwsza, podobnie jak zdjęcie Córeczki, tekst lub jego fragmenty, będą przeklejane, udostępniane w social mediach, podawane dalej, bez podania autora. Tak było np. z tekstem „Do beznadziejnego rodzica” z bloga Nasze kluski.

Jako komentarz niech posłużą tu słowa Doroty Zawadzkiej. Pewna osoba napisała na FB Pani Doroty słowa krytyki pod jej adresem, zarzucając stronniczość itp. Z dedykacją wkleiła treść tego powyższego posta do wiadomości.

Oto co odpisała Pani Dorota:

Dorota Zawadzka Po pierwsze ten tekst był na mojej głównej tablicy, wklejony przeze mnie już jakiś czas temu.
Po drugie zawsze trzeba poszukać źródła. Jeśli znalazłaś to u koleżanki, to ona powinna poszukać źródła tekstu, bo zbyt wiele osób go sobie przypisało, a to nieładnie.
Tekst jest tłumaczeniem i jedna z blogerek ma zgodę na jego publikację podając autora…

 

W opcji drugiej to nie sam tekst, ale temat zdobywa sławę. Bo temat przecież niczyj jest.  Ktoś napisze np.:  o fenomenie bliźniaków jednojajowych, albo intuicji ojca. I nagle uświadamiasz sobie, że też masz coś do powiedzenia. Chcesz dodać od siebie kilka słów, skomentować, albo zacząć z zupełnie innej strony więc piszesz. A potem ktoś jeszcze. Każdy uważa temat za swój, bo czemu nie?
Internet jest rozległy, ale i tak wszyscy się znamy.

Niedawno zobaczyłam zapowiedź wpisu na blogu koleżanki i od razu przykro mi się zrobiło, bo lubię dziewczynę i nie spodziewałabym się po niej.
Wpis miał tytuł „Tylko szczęśliwa mama wychowa szczęśliwe dzieci”. Niewiele wcześniej znacznie bardziej popularna Nishka opublikowała doskonały wywiad z psychoterapeutą Robertem Rutkowskim pt. „Tylko szczęśliwy człowiek może wychować szczęśliwe dziecko”.

No wiec czego się mogłam spodziewać? Co najwyżej ładnego plagiatu.

Błąd. Okazało się, że jestem  głupia  i na ludziach lepiej się znać w tym wieku powinnam. Ola czyli Esencja , w którą tak nieładnie zwątpiłam nic nie skopiowała, nie opisała własnymi słowami tego co już napisano. Miała refleksje na ten sam temat, zainspirowała się tekstem Nishki i napisała o tym wprost linkując do wywiadu. Zaskoczyła mnie tym ogromnie i zdobyła mój szacunek. A przy okazji przywróciła wiarę w człowieka 🙂

Przecież o to nam chodzi. Chcemy budzić refleksje, zaczynać dyskusje. Chcemy żeby nasze tematy poruszały i miały ciąg dalszy. Dlaczego sami wzajemnie pozbawiamy się tej przyjemności? Jak nikt inny wiemy przecież ile warta jest satysfakcja z napisanego tekstu. Jeśli ma kolejne życie, poza blogiem, to doskonała nagroda.

 

Czemu tego nie robimy?
Czemu nie linkujemy się wzajemnie, nawet gdy jest to nie tylko uprzejme ale wręcz wskazane?
Czemu blogroll wyszedł z mody?

Może  ze strachu?  Z braku pewności siebie?
Mamy poczucie, że blogów jest tak dużo, że musimy walczyć o przetrwanie, a każdy następny jest konkurencją.

 

 

DYGRESJA: Kiedy robiłam patent żeglarski zauważyłam, że im mniej doświadczony instruktor z nami płynął tym bardziej był asekuracyjny. Pilnował komend, zwrot jeden, zwrot drugi, zmiana, następna osoba. Od – do i koniec.
Prawdziwa frajda, była z tymi, którzy mieli już występlowane książeczki. Pozwalali na naprawdę na wiele. Przechyły, regaty. Zdarzyło nam się urwać miecz, zdarzyło się wywalić. I co? I nic. Na ten miecz musieliśmy się złożyć, ale to tyle.  Nauczyliśmy się z nimi dużo więcej w krótszym czasie. Dlaczego nam na to wszystko pozwalali? Bo byli nieodpowiedzialni? Nie. Dlatego, ze czuli się pewnie. Wiedzieli, że sobie poradzą. Ogarną sytuację. Nie byli nieodpowiedzialni, bo zasady bezpieczeństwa były zachowane. Mieliśmy kapoki, byliśmy na  małym zalewie.

 

Analogicznie jest w internecie. Moim zdaniem unikanie podania linku do źródła, czy inspiracji to zachowanie asekuracyjne. Tak robią osoby, które zaczynają, które czują że muszą walczyć o przetrwanie. Ci, którzy mają już swoją pozycję i znają swoją wartość nie boja się pokazać u siebie innych blogerów. Może nie jestem na bieżąco, ale chyba prym tu wiedzie Marlena z Makóweczek. Pokazała u siebie co najmniej kilka blogerek parentingowych. I to nie przez zwykłe linkowanie, ale całe artykuły prezentujące blogerki. Dowodów nie mam, ale intuicja mi podpowiada, że taka rekomendacja to niezła trampolina do popularności.

Różne podejścia zdarzają się nie tylko w sieci, ale i poza nią. W tak zwanym życiu.
Co jakiś czas słyszę o jakieś aferce. Ktoś komuś coś powiedział, albo wręcz przeciwnie zachował dla siebie, a nie powinien. Ktoś się obraził, opisał itp, itd. Sama na początku szukałam podpowiedzi. Robiłam wszystko po omacku, nie wiedziałam jak ustawić szablon, jak założyć Fanpage „blog osobisty”.  Prosiłam o radę bardziej doświadczone osoby, takie z górnej półki – około 1000 fanów na FB (tak wtedy myślałam).  Nie zawsze dostałam odpowiedź.

A potem spotkałam Pasków z oczekujac.pl W jeden wieczór, dostałam zastrzyk merytorycznych rad i ekspresowy kurs blogowania. To było pół roku temu. Od tego czasu jeszcze od kilku osób słyszałam: Kuba poradził mi…, Marysia mi mówiła, że…
Dziś jeśli mam problem, nie wstydzę się pytać tych którzy zbudowali już swoją markę. To znaczy wstydzę, ale to robię 🙂 Zawsze dostaję odpowiedź.
Taka postawa  świadczy o braku kompleksów, dużej pewności siebie i zaufaniu do czytelników.  Nie zaufaniu w sensie wiary, ale wiedzy. Wiem, że zrobiłam to dobrze, to są moi ludzie i nie odejdą jeśli pokażę im coś czy, kogoś nowego. Nie każdego na to stać.

A jeśli odejdą?

Jedna osoba może czytać więcej niż jeden blog.
To przyjdą inni. Wie to każdy, kto czytał książki Tomka Tomczyka, a przecież czytali wszyscy 🙂
On zrobił chyba wszystko, żeby stracić czytelników. Od zmiany formy komunikacji, przez zmiany bloga, banowanie czytelników. I co?  I dalej nie chcą się od Niego oczepić. Dalej jest w czołówce. Ba! Tworzy tą czołówkę, bo kto nie słyszał  Rankingu najbardziej wpływowych blogerów?

Liczę przy tym na to, że z czasem odbiorcy blogów sami się wychowają.  Będą wrażliwi na to co znajdą w sieci i sami swoim wyborem, zagłosują na dobrą jakość. Konkurencja, a raczej konkurencyjność może wyjść im tylko na dobre.
Zmobilizuje nas do tworzenia dobrych treści.

Pamiętacie, skąd kiedyś braliśmy muzykę? Normą było kupowanie kaset na stadionach i bazarach. Dziś piracka płyta to obciach. Mam nadzieję,  że niebawem wstydem będzie  opublikowanie cudzej treści bez podania źródła.

To jak szybko to się stanie, zależy w dużej  mierze od nas. Możemy sami wychować czytelników, brać czynny udział w tym procesie, być w czołówce i tworzyć standardy, albo czekać aż inni zrobią to za nas.

 

Profesjonalizacja, jakość, etyka.

Trudne słowa, ale wszyscy będziemy musieli się z nimi zmierzyć. Co więcej będziemy je musieli połączyć z pasją do pisania, bo sama pasja i lekkie pióro nie wystarczą.

Dla jednych podstawą profesjonalnego podejścia jest poprawność językowa, dla innych dobra grafika i ostre zdjęcia.

Blog to przestrzeń osobista, czasem nawet intymna

dlatego możesz używać wulgaryzmów, jeśli taki masz styl. Możesz ignorować interpunkcje, bo piszesz emocjonalnie.
Możesz cenzurować komentarze, bo Ci wolno, ale pamiętaj:

Wolność blogera kończy się tam, gdzie zaczynają się prawa autorskie innej osoby.

 

Blogosfera się rozrasta. Zmieniają się reguły i zmniejsza tolerancja na popełnianie błędów. Tak jak na początku historii motoryzacji nie było kodeksu drogowego, tak i my nie mamy narzuconych zasad, których musimy przestrzegać. Prawo prasowe nie odnosi się do blogów, bo kiedy powstawało,  blogów jeszcze nie było.

To my, Koleżanki i Koledzy tworzymy świat blogosfery. Jest on na tyle nowy, że nie ma spisanego kodeksu, czy zasad do których musimy się stosować. To jak wyglądać będzie polska blogosfera za kilka lat zależy tylko i wyłącznie od nas. Od tego jak zachowamy się tu i teraz. Im szybciej sami będziemy szanować się wzajemnie, tym szybciej inni będą traktować nas poważnie. Nie jak zgraję dzieciaków bawiących się w Internecie, ale jak poważnych i profesjonalnych partnerów. Bo tacy przecież jesteśmy.

Dbamy o jakość tekstów, oprawę graficzną, ciekawe tematy. Czujemy się profesjonalistami i tak chcemy być traktowani. Sytuacja na tegorocznym Blog Forum Gdańsk wyraźnie to pokazała. Słusznie nie mamy kompleksów. Wiemy na co nas stać. Znamy swój potencjał i choć czasem wydaje nam się, że mamy do czynienia z blogowym wyżem, to tak naprawdę wszystko jeszcze przed nami.

Nie chcę tym wpisem nikogo urazić. Jestem przeciwniczką piętnowania, wytykania, samozwańczych służb i obrońców sprawiedliwości. Zostawmy to politykom i tak są w tym lepsi.

Propagujmy dobre praktyki. Wskazujmy drogę. Może nagradzać takie właściwe praktyki w ramach Bloga Roku?
A może to Polskie Stowarzyszenie Blogerów i Vlogerów powinno  przyznawać nagrodę fair play? (może być mojego imienia, jako pomysłodawczyni ;P)

 

 

Ten wpis to  nie koniec.  Chciałam zgłębić temat praw autorskich w internecie, a że się nie znam, to poprosiłam więc o pomoc specjalistę. Zgodził mi się pomóc Wojciech Wawrzak – prawnik, specjalizujący się w prawie własności intelektualnej i autor bloga prakreacja.pl . Zadałam mnóstwo pytań, a on Cierpliwie udzielił wyczerpujących odpowiedzi. Całość przedstawię Wam już niebawem.

 

 

PS. Chciałabym być idealna, bez skazy. Oczywiście nie jestem. Też popełniam błędy, jeśli na jakiś trafisz, daj mi znać, będę wdzięczna.
Właśnie sprzątam na blogu.

 

———————————————————————————-

 

Ten tekst startuje w konkursie na Tekst Roku

 

Chcesz zagłosować?

Wyślij SMS o treści  T11454  

na numer 7124
Koszt SMS to 1,23 zł z VAT

 

blogk

Author

17 komentarzy

  1. Jeżeli zainspiruje mnie jakiś temat i czytałam tekst na ten temat- zawsze linkuję do źródła. Kiedyś usłyszałam, że to podlizywanie się bardziej znanym blogerom. Uważam, że nie jest to podlizywanie/ chęć wybicia się na ich plecach, ale szacunek do ich pracy, do tego ile wysiłku włożyli w post. Odnośnie podpisywania zdjęć- źródło- internet. Jeśli zdjęcie znajduje się na kilkunastu stronach i ciężko znaleźć prawdziwe źródło- wpisuję właśnie internet. Bardzo ciekawy tekst napisałaś! 🙂

  2. Z niecierpliwością czekam na ten drugi wpis, bo zostałam ostatnio perfidnie splagiatowana. List żądający zadośćuczynienia już poszedł, kontaktowałam się ze znajomą prawniczką jak to dobrze zorganizować, dałam do sprawdzenia pismo, ale co będzie dalej- to wzbudza moje obawy. Nie chcę się sądzić, ale nie chcę też żeby ktoś traktował moją pracę jak blogerskie wypociny, które sobie można swobodnie ukraść. Ja zawsze szanowałam cudze treści i mam nadzieję, że nie ma nigdzie u mnie na blogu źrodło: Pinterest, zawsze tego pilnowałam, w myśl zasady: traktuj innych tak, jak sam chcesz być traktowany.

  3. Bardzo dobry tekst. Szkoda, że powstał częściowo w następstwie tego, że Cię okradziono. Bo też uważam, że wykorzystywanie cudzych zdjęć bez podania źródła, bez respektowania licencji, to zwyczajna kradzież. Może nasze społeczeństwo kiedyś wreszcie to zrozumie i… dorośnie. Pozdrawiam ciepło. Asia

  4. kradzież w internecie często wynika z niewiedzy i nieświadomości, dlatego trzeba o tym mówić, pisać, piętnować takie zachowania i przedstawiać dobre zwyczaje (pytanie o zgodę, podpisywanie źródeł, korzystanie z darmowych banków zdjęć a nie wyszukiwarki google grafika).

    sama niedawno miałam sytuację, że pewien portal pożyczył sobie moją notkę i artykuły. przekopiował wszystko oprócz podpisu autora (mnie) i źródła zdjęć. na szczęście wszystko skończyło się dobrze i kulturalnie. administrator strony zareagował szybko, przeprosił mnie i usunął moją treść. niby normalne, ale z tego co obserwuję to wcale nie jest taka powszechna reakcja.

  5. Fajnie, że o tym piszesz! Ja czasami jak czytam o czymś, to miałabym ochotę napisać refleksję o tym na blogu, ale zawsze się trochę boję, że zostanę połączona o podkręcanie tematu właśnie, albo że chcę sobie nabić czytelników na czyimś pomyśle a tak wcale nie jest. Ostatnio odważyłam się poprostu zapytać, czy blogerką nie ma nic przeciwko i okazało się, że nie ma 🙂 Strach ma czasem wielkie oczy 😛
    A na odpowiedzi prawnika czekam z niecierpliwością, bo to wiedza wielce przydatna. 🙂

  6. KasiaS1980 Reply

    Zawsze podaje linki do źródła (chyba, że zdjęcia kupuję, co róznież mi się zdarza), zawsze linkuję do koleżanek jeśli je cytuję, zawsze podaję źródła mojej inspiracji jeśli istnieją. Ale jestem wychowana na gazetach i czasopismach, sama do nich pisywałam i prawo autorskie jest dla mnie bardzo ważne. Może na samym początku zdarzyło mi się wstawić zdjęcie bez źródła, teraz jeśli go nie podam, to przez roztrzepanie, nigdy celowo. Jest jednak cała masa blogów i blogerów, którzy nie widzą w tym nic złego. Kopiują czasem żywcem całe teksty, linkują zdjęcia i nie podają źródła w sumie nie wiem dlaczego. Nie rozumiem tego i mogę jedynie zwracać uwagę jeśli wiem, że cos jest plagiatem.
    Czekam z niecierpliwością na wywiad z prawnikiem na temat praw autorskich.

  7. Tez do konca nie potrafie zrozumiec jak blogerzy, ktorzy powinny byc obeznani w prawie autorskim potrafia napisac: zrodlo internet.

    Co do linkowania, zauwazylam, ze ostatnio sytuacja sie poprawia. Lubie polecac wartosciowe tresci i blogi i zawsze linkuje. Nie mam zadnych obaw, ze ktos odejdzie ode mnie, bo polecilam swietny artykul.

  8. Temat rzeka. Ale dobrze, że go poruszyłaś. Jeśli chodzi o Twoje zdjęcie to widziałam jak się rozprzestrzeniło w sieci, nawet Ci pisałam, gdzie je widziałam. Żałowałam, że nie było tam Twojego znaku wodnego.
    Myślę, że to minimum, jakie bloger musi zagwarantować, by chronić swoją wartość.
    A jeśli chodzi o prawa autorskie to myślę, że wszystko idzie w dobrą stronę. Jakiś rok temu takich kwiatków było więcej, ale dzięki takim postom, jak Twój ludzie uświadamiają sobie, że nie należy niektórych rzeczy robić. Niektórzy nie mają nawet świadomości, że źródło „Internet” nie wystarczy.

  9. Nie wiem czemu ludzie mają jakieś takie dziwne podejście do linkowania. Od początku blogowania, jeśli piszę tekst, który jest refleksją po przeczytaniu innego, linkuję autora. No, chyba, że się mocno nie zgadzam to nie linkuję. Natomiast nie linkuję do innych, jeśli napisałam coś (przykładowo) we wtorek rano, miałam wrzucić w środę, a wtorkowego wieczoru ktoś wrzucił tekst na ten sam temat. Nie czuję potrzeby linkowania, bo mój był i na niczym się, nie wzorowałam. A niestety/stety, czasami mi się tak zdarzy. I z tego tłumaczyć się nie będę. Zdjęcia pobieram najczęściej z pixabay, choć na początku blogowania nie miałam pojęcia o stronach z darmowymi grafikami i ściągałam z internetu. Zawsze linkując mniej lub bardziej nieudolnie. Jesteśmy ludźmi, popełniamy błędy. Możemy pobrać czyjąś grafikę czy zdjęcie nie mając świadomości, że nam nie wolno. Możemy podlinkować złym linkiem (zdarzyło mi się raz, więc wiem, że można).
    Ale, szanujmy się. Każdy tak krzyczy o indywidualności i prawach autorskich, a sam podwędza materiały aż miło, nie mając nawet krzty szacunku do czyjejś pracy i poświęconego czasu na dokopanie się do źródeł czy tematów. I niech tu za przykład będę ja, której pewna blogerka podpierniczyła w pięknym stylu kilka cytatów, które ja wygrzebałam z „pincetnej” strony google, siedząc nad dogłębnym przygotowywaniu tekstu. A wiem, że podwędziła, bo nieudolnie je wstawiła u siebie, pomijając kontekst całych wypowiedzi. A to znaczy, że oryginału nie czytała.

  10. Brawo! Podpisuję każde nie swoje zdjęcie (nawet, gdy autor tego nie wymaga), z pinteresta przechodzę do pierwotnej treści. Jakość trzeba zacząć wprowadzać od siebie. No i jako czytelnicy mamy wpływ – gdy widzę podpis „źródło: Internet”, zamykam przeglądarkę.

  11. Świetny tekst, naprawdę rewelacyjny. 🙂 Staram się zawsze podawać źródło, nawet jeśli dotyczy to moich inspiracji wywołanych jakimś tekstem, dzięki temu okazuję szacunek ich autorom, a zarazem uwierzytelniam własne teksty. 🙂

  12. Źródło google, pinterest, instragram – działa na mnie jak płachta na byka. Sama ostatnio pisałam o tym, żeby zawsze linkowac do źródła lub własnie embendować bo to najlepsze wyjście w przypadku wpisów inspiracyjnych.
    Bardzo dobrze, że coraz więcej osób porusza ten temat 🙂

  13. Eliza, bardzo ważny i chyba zawsze aktualny temat. Świetnie, że tak dokładnie go opisałaś. Kwestia inspiracji tematem, wątkiem czy zdjęciem opublikowanym przez kogoś innego niż jego autor, często zostaje sprytnie wmanipulowana w klasyczną kradzież treści z sieci. Na szczęście w tej kwestii nie ma anonimowości, a plagiaty przeważnie wychodzą na jaw. Nie wyobrażam też sobie, żeby szanujący się twórcy, dbający o jakość swoich tekstów i etykę zawodową nie respektowali prawa autorskiego.
    Jestem bardzo zaszczycona, że przytoczyłaś mój przykład w tak zacnym i docenianym przeze mnie gronie, ale powinnaś dostać baty (np. na wczorajszej Blogowigilii), że tak w pierwszej chwili o mnie pomyślałaś, choć zwalam to na kark naszej krótkiej znajomości 🙂 Wspaniałomyślnie jednak Ci wybaczam, bo wszystko ładnie wyjaśniłaś 😉 Dziękuję i ściskam.

    • Matka Reply

      Oj baty zaraz! Publicznie się przyznałam i ukorzyłam 🙂 A Ty za to zachowałaś się jak należy. Mi zależy na pokazywaniu dobrych praktyk, nie ważne czy to popularny, czy mniej znany bloger.

  14. Agnieszka Reply

    Bardzo trafny tekst. Zawsze warto podać link do źródła. Przecież to nie boli.

    Jeżeli chodzi o inspiracje cudzymi tekstami, uważam, że linkowanie jest bardzo dobrą praktyką, ale są tematy tak popularne, że ciężko podać jeden tekst, czy nawet 4, bo są ich dziesiątki. Po prostu pisze się od siebie.

    Korzystając z okazji zapytam o wyszukiwarkę google i dodatkowe opcje wyszukiwania grafiki. Można tam wyszukać obrazki/zdjęcia z licencją np. do ponownego wykorzystania z modyfikacją. Na ile można ufać temu filtrowi? Używacie go? Czy w przypadku tych zdjęć też trzeba podawać źródło docelowe?

    • Matka Reply

      Dobre pytanie… Nie wiem, ale postaram się dopytać i dam znać co ustaliłam 🙂

Write A Comment