Zaczęłam pisać 100 Pociech żeby wypuścić z głowy to, co mi się tam nazbierało w trakcie wydłużonej metamorfozy z aktywnej, zorganizowanej w miarę zadbanej bezdzietnej w Matkę Polkę Dresową.
Zaczęłam pisać, żeby nie znielubić swojego życia, nie złościć się na dzieci, nie popaść w totalną depresje, melancholie i rutynę. Kiedyś, może napiszę o tym więcej.
Pociechy to moja blogoterapia, mój wentyl bezpieczeństwa, a pisanie jest w w tym wszystkim najprostsze. Trochę więcej roboty jest ze zdjęciami. Ale najtrudniejsze jest to, co dzieje się po opublikowaniu wpisu.
Jeśli nie piszesz bloga, to nie znasz tego uczucia. Opowiem Ci.
Wyobraź sobie stary teatr z pluszową ciężką kurtyną, drewnianą troszkę skrzypiącą podłogą. Jesteś za kulisami. Bierzesz głęboki wdech i dobrowolnie wychodzisz na środek sceny. To jestem ja po kliknięciu „publikuj”. Nic nie widzisz, bo wszystkie światła skierowane są na Ciebie.
Wiesz, że na widowni ktoś jest, bo słyszysz jakieś dźwięki, czasem nawet szepty. To statystyki i fani na FB. Jednak, zwłaszcza na początku, nie wiesz czy widownia jest pełna, czy przyszło tylko kilka osób (przyjmę korepetycje z Google Analytics!).
Zaczynasz coś mówić i nie masz pojęcia, czy to jest ok. Podoba im się, czy nie. Zmieniać kierunek, brnąć w to dalej, a może uciekać?
Pół biedy kiedy piszę o czymś, czego jestem stuprocentowo pewna, na przykład
czy zapinać pasy w ciąży, czy
klapsy. Wtedy wyrażam swoje zdanie w słusznej sprawie i jestem gotowa bronić go, choćbym była sama przeciw tłumowi.
Jako czytelniczka, wiele razy zamknęłam stronę nic po sobie nie zostawiając, nawet jeśli wpis szczególnie mi się podobał, poruszył, czy zdenerwował. Bo nie wiedziałam jak to jest stać samotnie na tej scenie.
A jeśli komentarzy było już kilka, to tym bardziej nie widziałam powodu żeby coś dopisywać. Nie sądziłam, że to komuś zrobi różnicę
Jest zupełnie inaczej. Liczy się KAŻDY komentarz.
Dzięki nim wiem, że nie jestem sama. Że nie wygłupiam się tak do końca.
I chciałabym więcej. Chciałbym, żebyśmy mogły rozmawiać. Wszystkie. Chciałabym mieć pewność, że kiedy ja, lub ktoś inny odpisze Ci to będziesz o tym wiedziała.
Dlatego z duszą na ramieniu i sercem w gardle za chwilę rozpocznę instalowanie nowego systemu komentarzy – Disquis. Większość z Was pewnie już go zna, ale i tak czuję się zobowiązana przybliżyć Wam w dwóch słowach jego zalety.
Jeśli wolicie pozostać anonimowe, możecie się nie logować. Możecie podać dowolny nick, zaznaczyć opcje komentowania jako gość, mail który podacie nie musi być prawdziwy.
Możecie się też zalogować przez Facebooka, Twittera, czy Google, ale najbardziej polecam założenie osobnego konta na
www.disqus.com Zajmie chwilę, a Wasi znajomi nie będą informowani o każdym komentarzu jaki zostawicie w sieci 🙂
Poza tym dostaniecie do dyspozycji wiele udogodnień. Możliwość łatwego śledzenia dyskusji pod wpisem, możliwość dodawania zdjęć, głosowania na inne komentarze, jeśli ktoś odpowie na Twój komentarz dostaniesz powiadomienie na maila, bez konieczności ponownego zaglądania na stronę, czy odświeżania okna przeglądarki.
Jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije.
Mam nadzieję, że sprawdzę się w roli administratora własnego bloga, że nie zawiodę siebie i Was. Że nie wyślę w kosmos wszystkich dotychczasowych komentarzy i nie popadnę w depresję.
Mam nadzieję, że nowy system Wam się spodoba i że porozmawiamy 🙂
A tak w ogóle to przyśpieszamy.
Zaglądajcie częściej, bo plan jest taki, że w poniedziałek środę i piątek będzie nowe!