Kremy z filtrem. Obowiązkowy element niezbędnika świadomego rodzica.
Czy jednak naprawdę jesteśmy świadomi?
Ja do niedawna przekonana byłam, że tak. Kupowałam przecież krem z dużą cyfrą na opakowaniu, 30 lub 50. Smarowałam dzieci przed spacerem. Ba! Uważałam, że jestem super świadoma.
Sprawdzałam skład i wiedziałam jakich substancji unikać. Kiedy wspomniałam o tym przy okazji moich ulubionych tubek z Rossmanna, zaczęliście pytać. Pomyślałam więc, że podzielę się tym co wiem, a że dużo tego nie było 😉 to postanowiłam się douczyć. Zależało mi na wiedzy fachowej, szukałam więc wiarygodnych źródeł informacji. Przeczesywałam branżowe fora, grupy tematyczne, czytałam artykuły i wypowiedzi specjalistów. I wtedy okazało się, że im dalej w las tym bardziej nic nie wiem. Bo jak źródła fachowe, to i słownictwo i skróty myślowe sprawiają, że laik tego nie pojmie. A ja nie chciałam przepisać mądrze brzmiących zdań, tylko zrozumieć, żeby potem takim jak ja prostym matkom, wytłumaczyć.
Uznałam, że nie dam rady bez pomocy fachowca, który wyjaśni mi jak na przysłowiowej miedzy.
Z pomocą przyszła mi nieoceniona Kasia, magister kosmetologii.
Ja zebrałam najistotniejsze według mnie fakty, a Kasia mi je wyjaśniła i dodała sporo mądrych rzeczy.
Zapraszam więc na dawkę solidnej wiedzy o kosmetykach z filtrem (nie tylko) dla dzieci.
Jeśli sądzisz, że najtrudniejsze w obsłudze filtra jest namówienie dziecka by dało się nim posmarować – ten tekst jest dla Ciebie!
Ochrona
Smarujemy się kremem i sądzimy, ze jesteśmy bezpieczni. Czerniak nam nie grozi, bo przecież na tubce wyraźnie napisano „chroni przed promieniowaniem UVA i UVB”. Okazuje się jednak, że jest to co najmniej semantyczne nadużycie.
Wartość faktora podana na opakowaniach, czyli SPF 20, 30, 50 – odnosi się tylko do promieniowania UVB, bo tego dotyczą badania.
Przyjmuje się, że ochrona przed UVA jest około 2,5 raza mniejsza.
Promieniowanie UVB odpowiada za powstawanie raka skóry, czyli czerniaka.
UVA przyczynia się do powstawania innego rodzaju nowotworów skóry, a ponieważ nie powoduje zaczerwienienia nie daje nam sygnału ostrzegawczego.
To UVA jest powodem starzenia się skóry i to specyficznego (czytaj brzydkiego) starzenia się. Dzieje się tak ponieważ pod wpływem tego promieniowania zachodzi zjawisko elastozy, czyli specyficzne zbijanie się włókien kolagenowych. Skutki widzimy na suchej, pomarszczonej, spalonej skórze wielbicieli opalania przy każdej okazji. Dziś już wiemy, że nie można bezkarnie korzystać z solarium.
SPF czyli co?
Jest to współczynnik ochrony przeciwsłonecznej (z ang. Sun Protection Factor). Im wyższy SPF tym lepiej jesteśmy chronieni przed UVB. Jednaj wbrew powszechnej opinii, nie jest zależny od czasu i NIE określa o ile dłużej możemy bezpiecznie przebywać na słońcu.
Żeby to dobrze zrozumieć, musimy wiedzieć, skąd biorą się cyferki na opakowaniach kosmetyków z filtrem.
Badania polegają na napromieniowaniu skóry i obserwacji po jakiej dawce UVB pojawi się zaczerwienienie, jest to tzw. Minimalna Dawka Rumieniowa.
Każdy z nas ma inną wrażliwość na promieniowanie. Swój próg bezpieczeństwa możesz określić przeprowadzając tzw. próbę Próbę rumieniową. Dzieci nie są poddawane temu badaniu.
Producenci [przeprowadzają badania na dużą skalę i podają wartości uśrednione.
SPF wyznacza stosunek ilości promieniowania, która spowoduje zaczerwienienie na skórze bez filtra i po użyciu kosmetyku. Oczywiście, czas bezpiecznej ekspozycji na promieniowanie skóry posmarowanej filtrem będzie dłuższy, ale nie jest to jednostka pomiaru.
Producenci piszą o czasie, ponieważ jest to dużo łatwiej zrozumieć i zmierzyć. Jest to jednak zbyt duże i niebezpieczne uproszczenie.
SPF 50 nie oznacza, że mogę 50 razy dłużej bezpiecznie przebywać na słońcu. Oznacza, że moja skóra może przyjąć 50 razy więcej promieniowania UVB zanim się zaczerwieni. Dla mnie to istotna różnica.
Zaskoczona? Czytaj dalej.
50 czy 30?
Czy SPF 50 chroni dwa razy lepiej niż SPF 25?
Jeśli myślimy w kategoriach „czas” (czyli jak długo mogę bezpiecznie przebywać na słońcu) tak by się mogło wydawać. Ale wiemy już, że to błędne myślenie. Mówimy o dawce promieniowania, a tu zasady są inne.
Poziom ochrony nie wzrasta tak proporcjonalnie jak by nam się wydawało:
SPF 25 – daje około 96 % ochrony przed promieniowaniem UVB
SPF 50 – około 98%
SPF 60 – około 98,5%
Kosmetyki z wyższym faktorem, bardziej obciążają skórę, a im wyższy wskaźnik filtra tym mniejszy przyrost poziomu ochrony.
Rodzaje filtrów
Na dwa sposoby możemy zabezpieczać skórę przed promieniowaniem fizycznie lub chemicznie.
Filtry fizyczne (inaczej mineralne), to takie które pozostawiają białą warstwę na skórze. Ich cząsteczki są na tyle duże, że nie wnikają w głąb skóry, działają więc od razu po nałożeniu. Fizycznie: odbijają promienie UV. Mówi się na nie „mineralne”, bo są to tlenki minerałów:
– Dwutlenek tytanu (Titanium dioxide)
– Tlenek cynku (Zinc oxide)
Filtry fizyczne najczęściej zalecane są dla małych dzieci i uznawane za najbezpieczniejsze. Pojawiają się jednak opinie poddające w wątpliwość ich fotostabilność. Dlatego niektórzy zalecają kosmetyki zawierające filtry fizyczne i chemiczne jednocześnie.
Filtry chemiczne
Wnikają w wierzchnią warstwę naskórka i tam pochłaniają szkodliwą energię UV zmieniając odwracalnie swoją strukturę chemiczną. Żeby działać muszą się wchłonąć, dlatego ważne jest aby nakładać je minimum 15 minut przed ekspozycją na słońce.
Niestety niektóre z tych substancji mogą wnikać głębiej do organizmu i zaburzać gospodarkę hormonalną. Są to tzw. filtry przenikające. Znaleziono je w mleku matek. Poniżej wymieniam wszystkie tego typu substancje. Sprawdzajcie składy kosmetyków! Kobiety w ciąży, kobiety karmiące i małe dzieci zdecydowanie powinny unikać preparatów, które zawierają filtry przenikające. Reszta – wedle własnego sumienia i zdrowego rozsądku. Ja dziękuję.
Wszystkie filtry przenikające to filtry chemiczne. Ale nie wszystkie filtry chemiczne są złe. Niektóre z nich to dobre, stabilne substancje chroniące przed UV.
Ile tego?
Mamy więc wybrany preparat z odpowiednim SPF i bezpiecznym składem. Wystarczy posmarować? Nie do końca. Okazuje się, że aby zapewnić sobie ochronę na poziomie deklarowanej przez producenta, musimy nałożyć odpowiednią ilość kosmetyku. Konkretnie 2 mg na centymetr kwadratowy skóry, czyli na samą twarz około 1,6 – 1.8 ml.
Nie jest to błaha sprawa, ponieważ poziom ochrony zmniejsza się istotnie

Oznacza to, że nakładając połowę zalecanej ilości filtra 50, uzyskujemy ochronę na poziomie SPF 7,1. Koniec złudzeń.
Paradoks
W krajach wysokorozwiniętych, w których powszechnie stosuje się kosmetyki z filtrami UV odnotowuje się istotny wzrost zachorowań na czerniaka.
Dziwne, prawda? Nie tak bardzo, dobrze się zastanowić. Co się działo, kiedy jeszcze filtrów nie było? Zbyt długie przebywanie na słońcu powodowało poparzenie. Zaczerwienienie skóry, swędzenie, czasem nawet bąble. Organizm jasno i wyraźnie dawał nam znać, że przekroczyliśmy niebezpieczną granicę i trzeba uważać. Sprawdźcie jeszcze raz skład kosmetyków chroniących przed słońcem. Poza filtrami znajdziecie tam pathenol i inne substancje łagodzące. Oznacza to, że nie mamy szansy odczuć dyskomfortu wynikającego ze zbyt długiego przebywania na słońcu, nie znamy więc naszej naturalnej granicy i notorycznie ją przekraczamy. Bezkarnie. Ale tylko do czasu.
Ubranie
Zwykłe ubranie nie chroni przed niebezpiecznym promieniowaniem. Nie wystarczy więc smarować tylko odkrytych części ciała. Filtr najlepiej nałożyć minimum 8 minut przed nałożeniem ubrania.
Coraz częściej w sklepach dla dzieci i sklepach sportowych spotkać można ubrania chroniące przed UV. Wykonane są one ze specjalnie tkanego poliestru, który dodatkowo wzbogacony jest nanocząsteczkami dwutlenku tytanu. Swoje właściwości zachowuje niezależnie od rozciągnięcia, zmoczenia, ilości prań etc. Taka wysoka ochronę oznacza standard UV 801 – warto szukać tego oznaczenia na metce. Wysoka ochrona dotyczy zarówno promieniowania UVA jak i UVB. Dla tkanin oznacza się to faktorem UPF (ultraviolett protection factor).
Pamiętajmy: filtry nigdy nie dają 100% ochrony przed promieniowaniem UV.
Przeciwnie, trudno uzyskać poziom ochrony deklarowany przez producenta. Możliwe jest to chyba tylko w warunkach laboratoryjnych.
Tyle o kosmetykach, nie mogę jednak nie wspomnieć o naturalnych olejach roślinnych.
Szczególnie polecany jest tu olej z pestek malin, który podobno dobrze przechowywany (w lodówce) jest w stanie zapewnić ochronę na poziomie SPF 50. Nawet jeśli to będzie SPF 30 to też będę zachwycona. Co ciekawe, wbrew moim obawom, to że coś jest olejem, niekoniecznie oznacza, że zostawia na skórze tłustą warstwę do której przyklei się byle paproch, o piasku nie wspominając. Przeciwnie, byłam miło zaskoczona.Doskonałym sposobem ochrony przed UV jest też właściwa dieta bogata w antyoksydanty. Marchew, jagody, brukselka, czarna porzeczka. Tyle, że to droga trudniejsza niż posmarowanie kremem. Nie oszukujmy się, my lubimy łatwo i szybko. Zarówno jeśli chodzi o związki, jak i o zdrowie. W obu wypadkach polecam jednak odrobinę wysiłku. Na pewno się opłaci.
Dużo o filtrach (i nie tylko) możecie dowiedzieć się z bloga Anity srokao.pl
Po wpisaniu w wyszukiwarkę SPF pojawią się artykuły i testy konkretnych kosmetyków. Autorka zna temat i fachowo analizuje składy kosmetyków.Ja nie jestem specjalistą, tylko zwykłą mamą, która próbuje ogarnąć temat. W zrozumieniu, a potem wyjaśnianiu trudnych kwestii pomagała mi Kasia Gęborys – magister kosmetologii i praktyk z dużym doświadczeniem.
Po wpisaniu w wyszukiwarkę SPF pojawią się artykuły i testy konkretnych kosmetyków. Autorka zna temat i fachowo analizuje składy kosmetyków.Ja nie jestem specjalistą, tylko zwykłą mamą, która próbuje ogarnąć temat. W zrozumieniu, a potem wyjaśnianiu trudnych kwestii pomagała mi Kasia Gęborys – magister kosmetologii i praktyk z dużym doświadczeniem.
Dziękuję Kasiu! 🙂
To nie powinna być wiedza tajemna, zarezerwowana dla profesjonalistów. My rodzice jesteśmy odpowiedzialni za dzieci na różnych poziomach, również dbając o ich zdrowie na co dzień.
Udostępniajcie więc, niech idzie w świat 🙂