Tym razem było zupełnie inaczej inaczej. Zamiast na przedstawienie poszliśmy na koncert. Koncert specjalny bo dla maluchów. Grany dla dwóch grup wiekowych: 0 – 2 lata i 2 – 5 lat.
Przyszedł więc czas na Syna i jego pierwsze spotkanie z kulturą wyższą niż Teletubisie. Ze względów organizacyjnych zdecydowałam, że idziemy wszyscy razem. A ponieważ łatwiej będzie Córeczce odebrać przekaz dla dzieci młodszych, niż Synkowi zrozumieć treści przygotowane dla starszaków, wybrałam grupę młodszą.
Przyznaję, że trochę się obawiałam co z tego wyniknie, bo oczekiwania miałam duuuże.
Już sama nazwa SMYKOFONIA spodobała mi się bardzo.
Nazwa prawie poważna, zobowiązująca.
A wiadomo jak to jest kiedy idziemy do kina na świetny film. Taki, który nagrody zbiera, bije rekordy oglądalności, wszyscy znajomi już go widzieli i każdy chwali. Spodziewa się człowiek nie wiadomo czego i zawsze wychodzi z niedosytem.
Po drodze musiałam rozwiać nadzieje Córeczki. Tak jak kiedyś na
Babę Jagę tak teraz czekała na Tamburmajora (wina Kici Koci).
Kiedy dotarliśmy na miejsce już pierwsze wrażenie, zupełnie nie związane z muzyką, było pozytywne. Bardzo pozytywne. Na korytarzu stał przewijak dla najmłodszych, a w łazience schodek dla troszkę starszych. Niby banalna sprawa, niskobudżetowa, a wcale nie oczywista. Miło, że ktoś zadbał o takie zaplecze w miejscu, które na co dzień nie jest przeznaczone dla najmłodszych.
Przed wejściem na salę musieliśmy zdjąć buty, bo publiczność rozsiada/rozkłada się na dywanie i poduchach. Wyraźnie czuje się przyjemną, pełną akceptacji i życzliwości atmosferę. Nie tylko rodzice, ale też muzycy są otwarci na pomysły, zachowania i najdziwniejsze reakcje dzieci.
A dzieci? W zależności od wieku, jedne tańczą, biją brawo (Córeczka), inne zajęte są bardziej robotem sąsiada, turlaniem się, polowaniem na sznurówki wiolonczelisty (Synek).
Nie zwiódł nas też prezentowany repertuar. Nie było Krasnoludków, Jagódek, ani Stokrotek. Tematem spotkania była gitara, usłyszeliśmy zatem:
„Libertango” Astor Piazzola,
„Fantasia Alonso” Mudarra,
Bure Bacha,
„Syrix” solo na flet,
„Kołysanke” na flet i gitarę Garbriela Sare,
piosenkę „Malita Mala”.
Reszty nie zapamiętałam, abo nie rozpoznałam.
Były też tańce. Flamenco, a jakże! Z chustą, z wachlarzem, z przytupem. Raźniej mi się zrobiło, kiedy tym razem na buty tancerki zapolowało inne dziecko 🙂
Również publiczność została zaproszona do tańca i do grania. Dzieci dostały grzechotki, tamburynka, dzwoneczki i robiły hałas muzykę!
Na koniec, już bez akompaniamentu, było szaleństwo na poduchach, gonitwy, swawola.
Nasza opinia?
Zdaniem Matki: Świetna inicjatywa. Cudowny klimat. Spotkanie z muzyką może nie poważną, ale na pewno ambitną w przyjaznej atmosferze. Zdecydowanie się nie zawiodłam. No ale, że maruda jestem i zawsze chcę więcej, to jedną uwagę mam. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że forma przekazu nie została dostosowana do najmłodszych. Dzieci, które uwagę skupiają dosłownie na kilka (w porywach do kilkunastu) sekund, które porozumiewają się monosylabami. A tu zaserwowano im opowieść, z bohaterem przerywaną utworami. Zastanawiałam się jaki sens ma opowiadanie Córeczce (o Synku nie wspominając) legendy o powstaniu fletni Pana, albo z czego kiedyś robiono kastaniety. Spodziewałabym się mniej słów, a więcej treści dostosowane do maluchów, elementów metody E.E. Gordona.
Zdaniem Synka: Bawił się doskonale, ignorując moje fanaberie. Wcale mu opowieści nie przeszkadzały. Na muzykę reagował, z zapałem bił brawo. Taniec go nie zainteresował, za to instrumenty owszem.
Recenzja Córeczki: Możemy tu przyjść jutro? Przyjdziemy jutro też na koncert? A wrócimy tu?
W sumie mi też się podobało. Nie wykazałam się zatem asertywnością. Jak posłuszna matka podreptałam do do kasy i zakupiłam bilet na kolejny wstęp. Tym bardziej, że zaczynał się 15 min po naszym. Kiedy młodsza grupa bawiła się jeszcze w poduchach, buty już zdejmowały dzieci starsze.
Córeczka i Synek oswoili się już z sytuacją,rozbrykali i podobało się im jeszcze bardziej, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że różnica między grupą młodszą i starszą jest głównie na widowni.
Nie mniej Smykofonia to pomysł doskonały, zrealizowany z zaangażowaniem. Projekt realizowany jest, poza Warszawą, w kilku miastach na Mazowszu (Sokołów Podlaski, Anin, Siedlce, Góra Kalwaria).
Aktualne terminy koncertów można znaleźć na stronie
www.smykofonia.pl
P.S. Wieczorem, przed zaśnięciem, rozmawiamy z Córeczką:
– A wiesz co to jest fletnia Pana?
– Takie fleciki.
– A kastaniety?
– Klap, klap. Do robienia o tak (tu nastąpiła prezentacja, w której tylko przytupu zabrakło).
– Aha..